piątek, 27 maja 2011

niech żyje sezonowość ?

No właśnie: znak zapytania. Zawsze myślałam, ze to przednówek jest trudny, ale w tym roku to w maju najtrudniej mi robić zakupy jedzeniowe. Z każdej wyprawy na targ warzywny wracam rozczarowana. Może jestem bardziej wyczulona przez to, że mam dziecko? Warzywa zeszłoroczne są już często popleśniałe, wysuszone, albo inaczej zdegenerowane, a tak zwane nowalijki wydają mi się jakieś zanadto pryskane. I czekam, i czekam. Aż pojawią się młode marchewki, które nas nie zatrują i truskawki, które będą miały smak, bo dojrzeją na słońcu i bez pośpiechu. Wracam więc z targu z niczym. No, prawie z niczym. Kupuję szparagi. Szparagi uratowały tegoroczny maj. Jemy je właściwie na okrągło, aż zaczęłam podejrzewać, że uzależniają. I na szczęście Mały mój też je polubił. Idealne do rączki. Gotuję je w małej ilości wody bez soli (nie trzeba!). dla Synka odłamuję końcówkę z główką, która ma najwięcej smaku i z którą najłatwiej mu sobie poradzić, bo reszta szparaga jest nieco włóknista, mimo obrania ze skóry. Zawsze wybieram białe - uważam, że są smaczniejsze. I nie przejmuję się chwilową monotonnością diety - wiem, że szparagi zaraz się skończą!

3 komentarze:

Mamaeli pisze...

Otóż to! My jednak jedziemy na zamrożonych brokułach, marchewkach, brukselkach i już nie mrożonych;) kaszach. Ostatnim hitem jest kiszona kapusta. Mam nadzieję, że wielkiej krzywdy dziecku nie robię tymi mrożonkami :/.

Marysia pisze...

A my zgodnie z ideą jemy wszystko. Nowalijki i mrożonki. A szparagi rzeczywiście rządzą w maju. W czerwcu nastawiam się na truskawki. W lipcu - na czereśnie. Nie boję się monotonii. :-)

Limotini pisze...

A u nas już są truskawki :) Takie prawdziwe, pachnące, soczyste, czerwone!