wtorek, 22 marca 2011

wyposażenie jadalni

Bałagan towarzyszy jedzeniu rękami, nie ma się co oszukiwać. Przynajmniej na tym etapie, przez jaki właśnie przechodzimy. Z tego powodu obok stołu stoi u mnie zawsze odkurzacz. Poza nim właściwie nie potrzebuję żadnych innych pomocy: nie układam gazet na podłodze (i tak czytam gazety głównie w internecie), nie mam żadnej ceratowej podkładki. Po prostu po jedzeniu sięgam po odkurzacz i wszystkie resztki zmiatam: z podłogi, ze stołu, z fotelika. Jak coś mokrego zostaje - zmywam ścierką. Polecam!
Szkoda tylko, że kolorystycznie słabo mi pasuje do wystroju ;(

wtorek, 15 marca 2011

fizjoterapeutka o BLW, cz. 1

Zapytałam o BLW panią Martę Ślifirską, fizjoterapeutkę, pracującą z niemowlętami. Całość wywiadu już wkrótce ukaże się w portalu www.dziecisawazne.pl. A oto fragment naszej rozmowy:


CZY JEDZENIE PAPEK TO WAŻNY ETAP ROZWOJU


Marta Ślifirska - z wykształcenia psycholog i fizjoterepeutka, w pracy łączy te dwa kierunki wykształcenia. Od 30 lat pracuje jako fizjoterapeutka z dziećmi, od 10 lat wyłącznie z niemowlętami. Stosuje metody Bobath-NDT i SI. Prowadzi zajęcia z rozwoju psycho-ruchowego niemowląt w szkole rodzenia Fundacji Rodzić po Ludzku.



MŚ: Książka jest świetna. Żałuję, że trafiła do nas dopiero teraz. Bardzo podoba mi się idea, że dziecko może samo wybierać. Tak jak w rozwoju psychoruchowym kolejne etapy następują jeden po drugim, tak ma to miejsce w czasie nauki jedzenia. W swojej pracy propaguję to, żeby nie ingerować w rozwój ruchowy dziecka. Uważam też, że nie powinniśmy ingerować w rozwój umiejętności jedzenia. I to właśnie proponują autorki książki - podążanie za dzieckiem.

ACH: Jakie korzyści z punktu widzenia neurofizjologii niesie dla dziecka takie podejście?
MŚ: Mnóstwo. Każda propozycja, która podąża za naturalnym pędem do rozwoju dziecka jest dla niego dobra. I odwrotnie - każda ingerencja w naturalny przebieg rozwoju jest niedobra. Natura tak to wymyśliła, że wszystkie etapy, jakie dziecko przechodzi, czemuś służą i są potrzebne. Jeżeli my którykolwiek z etapów chcemy bądź przyspieszać, bądź pomijać, możemy być pewni, że wyrządzimy szkodę.

ACH: W przypadku jedzenia mowa o jakich etapach?
MŚ: Dziecko przechodząc przez etap spożywania papek nie zaczyna w odpowiednim momencie ćwiczyć mięśni oralnych. Bo te same mięśnie, które służą do żucia, do rozdrabniania pokarmu, służą później do artykulacji, czyli do mówienia. Jeżeli dziecko będzie w odpowiednim czasie przeżuwało pokarm, będzie później ładniej, wyraźniej mówiło.
Poza tym dziecko karmione papkami pomija doświadczenia sensoryczne, płynące od zmysłu smaku. Jeżeli dostaje różne produkty osobno i może sięgać po to, co che, próbować, smakować, to ma kontakt z różnymi smakami. A w papkach wszystkie smaki są zmieszane w jeden. Podając mu papkę zubożamy więc jego możliwości doświadczania smaków, a przez to zubożamy możliwości kształtowania się integracji sensorycznej.

ACH: Czy w takim razie odradza Pani podawanie dziecku papek?
MŚ: Tak. Zdecydowanie odradzam. Poza wszystkim, co powiedziałam wcześniej, również z powodu tego, co obserwuję w wielu rodzinach, z którymi pracuję. Otóż dzieci są nierzadko karmione papkami nawet po przekroczeniu roku czy półtora. Mamy po prostu przyzwyczajają się do tego, że podają dziecku jedzenie ze słoiczka - jest to wygodne, bo można podgrzać i od razu dziecku podać. I kiedy pytam, dlaczego ich dziecko jeszcze tak długo je papki, mówią, że krztusi się, kiedy mu się próbuje dać większe kawałki. A krztusi się, bo - po pierwsze - na ogół tymi papkami jest karmione w pozycji półleżącej i w takiej też mamy podają dziecku łyżeczką pierwsze mniej rozdrobnione posiłki, więc pożywienie trafia na tylną ścianę gardła i naturalne jest, że pojawia się odruch krztuszenia. A po drugie, dziecko krztusi się, ponieważ ominęło ten etap, kiedy było gotowe, żeby się nauczyć przeżuwania. Nie daliśmy dziecku okazji do tego, żeby rozdrabniało pokarm. Autorka książki tłumaczy to przez trafne porównanie: gdyby dziecku nie pozwolić chodzić do trzech lat, to potem miałoby trudności z chodzeniem. I tak samo jest z żuciem.

poniedziałek, 14 marca 2011

zupy rękami

Zupę dyniową przetrzymałam za długo na ogniu i woda mi trochę odparowała. I okazało się - na korzyść BLW się stało. Zupę można jeść rękami. (zresztą wszystko można jeść rękami).




Od ostatniego wpisu o przełomie nie stało się tak, ze nagle Synek wszystko zjada. Nie, właściwie zjada niewiele. Czasem coś zje z apetytem, a następnego dnia już go to nie interesuje. Wczoraj jadł palcami humus, aż musiałam go powstrzymywać, żeby zdążył przełknąć. A dzisiaj już nie chce. Często bawi się jedzeniem i w ogóle go nie prowadzi do ust. Tak było np. z paluszkami z mięsa mielonego. Rozdziabał i dobrze się bawił. I wszystko.
Już nie czekam z niecierpliwością "aż zacznie jeść". Wiem, że przyjdzie na to czas.

niedziela, 6 marca 2011

jest przełom!

No, w końcu. Wygląda mi to na przełom. Dzisiaj Mały sięgnął po brokuła, który leżał przed nim na stole i włożył sobie do buzi. Nie udało się to przy pierwszej próbie, o nie. Kilka razy brokuł wypadał z ręki, ale w końcu został doniesiony.
Nie mogę napisać, że "potem to już poszłooo...", bo inne pokarmy wciąż trudno mu chwycić. A jak już doniesie coś, to też mało zje. Jabłko skrobie trochę ząbkami, smokta suszonego pomidora itepe. Ale po raz pierwszy chyba dotarło do mojego Dziecka, że jedzenie służy do jedzenia. Hura!