środa, 28 listopada 2012

święta idą, święta...

Jak co roku pod koniec listopada zaczynam się zastanawiać nad świątecznym menu. W zeszłym roku poszło gładko, bo 8 miesięczna wtedy Lusia zajadała się pierogami, rybą w sosie "po grecku", piła barszcz i kompot z suszu a na deser wcinała zastraszające ilości mandarynek (i o dziwo nic jej nie było). W tym roku ten sam dylemat tyle, że menu musi być już całe "pro lusiowe", bo nie mam zamiaru kryć się po kątach i sama zajadać przysmaki ;)
Zanim zacznie się przedświąteczny szał, to w Gdańsku organizuję pierwsze spotkanie grupy sympatyków BLW. Tematyka jak najbardziej przedświąteczna. Bardzo jestem ciekawa co wyjdzie z tej burzy mózgów, jakie refleksje okołoświąteczne będą mieć uczestnicy (oprócz oczywiście niezrozumienia otoczenia) i z jakimi własnymi przepisami przybędą.
A ja? Zgłębiam czeluści Internetu w poszukiwaniu przepisów z których zawsze korzystam.
Wyjątkiem będzie wegańskie ciasto dyniowo-kokosowe (obiecuję podzielić się przepisem jak tylko je upiekę) z bloga Małgorzaty, która jest mamą małych alergiczek i bardzo twórczą kobietą.
A jakie u Was dania zagoszczą na Wigilijnym stole? Myślę, że to on w głównej mierze spędza nam sen z powiek, bo z reguły królują na nim bardzo ciężkie potrawy.
Przed spotkaniem wyszukiwałam w sieci informacji na temat smakołyków i oczywiście w jednym z artykułów przeczytałam, że dzieci jedzą tylko parówki i słodycze ;)
I co myślicie o grzybach, kiszonej kapuście i grochu??

sobota, 29 września 2012

I po szkoleniu...

Jak było? Fantastycznie! Jedyne co się nasuwa to "szkoda, że tak krótko".
Po spotkaniu dla doradców czuć miły niedosyt, a w drodze powrotnej w przerwach na brykanie dziecka w głowie analizowałam każdą wypowiedź, każde nowe spojrzenie i nową myśl.
Jako praktyk wiele rzeczy nie było dla mnie nowością. A część pytań było dla mnie oczywistością.
Ale na spotkaniu dowiedziałam się jednej podstawowej rzeczy, na której zależało mi najbardziej, a mianowicie jak się ma BLW do dzieci karmionych butelką. Moje dziecię piersiowe, więc temat mi obcy, ale jakże interesujący.
I w związku z tym w mojej pamięci utkwiła taka wypowiedź (,której oczywiście nie zacytuję, a postaram się jedynie przekazać ogólny sens)...

Skoro WHO zaznacza, że pokarm matki dla dziecka jest najlepszy i tenże pokarm starcza dziecku do 6 miesiąca jako jedyny, to jak się ma z dziećmi karmionymi mlekiem modyfikowanym? Przecież WHO nic nie mówi o tym w żadnym zaleceniu. A skoro MM jest zastępnikiem- nieidealnym , ale koniecznym, to powinno się je traktować jak mleko matki.

I kiedy to usłyszałam pomyślałam, że w swojej prostocie i oczywistości jest to genialne!
Tylko w takim razie po co "wszyscy mądrzy ludzie" kombinują i ustalają tabelki, które mówią co innego?
Przecież nie przekona się układu pokarmowego dziecka- "słuchaj stary, skoro karmimy cię inaczej, to znaczy, że już dojrzałeś do czegoś innego niż mleko"... Raczej nie...

sobota, 22 września 2012

Gill Rapley w Polsce!

Autorka metody Bobas Lubi Wybór w Polsce!!!

Już 26.09 Gill Rapley poprowadzi dwa spotkania dla swoich słuchaczy.
Pierwsze do południa odbędzie się dla doradców i ma na celu wykształcenie osób, które pełne pasji i profesjonalizmu będą rozwiewać wątpliwości i przeprowadzać Rodziców i Bobasy przez tajniki BLW :)
Popołudniu natomiast w mniej formalnej atmosferze Gill Rapley spotka się ze swoimi polskimi fanami. Na spotkanie nie obwiązują żadne zapisy, więc zabierajcie swoje rodziny, raczkujące i biegające Bobasy, sceptyczne Babcie i Ciocie i przybywajcie do Traffica!!!

...
...
...
A już teraz...
Zapraszam do zapoznania się z nowością. Książką kucharską Bobas Lubi Wybór :)

Życzymy smacznego i do zobaczenia w przyszłą środę!
Ps. Postanowiłam pójść za przykładem Ani (poprzedniej właścicielki bloga) i podjęłam się policealnej dietetyki :) Będzie to dodatkowa motywacja, żeby poszerzać wiedzę i dzielić się nią z Wami :)

wtorek, 4 września 2012

placuszki z cukinii- mamowe rozmowy o BLW

W te wakacje dostałam bardzo sympatyczną propozycję. Magda- psycholożka i mama zafascynowana BLW zaprosiła mnie do swojego Klubu Mam, żebym coś powiedziała o BLW. Jak miło było przekonać się, że jest zainteresowanie tematem i opowiedzieć o tym jak to u nas wygląda, ile daje radości i jakie to plusy. Naprawdę coś wspaniałego.
Oprócz rozmowy zostałam poproszona o zrobienie kilku przysmaków. Troszeczkę musiałam się nagłowić, bo przecież musiało to być coś takiego co równie dobrze smakuje na zimno i co mogłam bez problemu przewieźć na zajęcia które odbyły się w pod-gdańskich Kowalach.

BLW w prasie

Po wakacyjnej przerwie wracamy z nowymi pomysłami i zapałem.
Oczywiście będą też przepisy, ale zanim to nastąpi to...
Wspominałam przy okazji ogłoszenia wyników konkursu, że miesięcznik "Dziecko" szykuje artykuł o BLW.
Dla tych, którym nie udało się dotrzeć polecam wersję skanowaną.
Temat ledwo co liźnięty, ale dobre i to :)

poniedziałek, 2 lipca 2012

„Inspirujemy kulinarnie- przepisy BLW”- WYNIKI KONKURSU

Wybór nie należał do propstych, ale dzięki Wam miałam sporo zabawy i gotowania :)
Przepisy były inspirujące i dowodziły, że dla dziecka nie musimy wymyslać niczego specjalnego, bo dania są "międzypokoleniowe" :)
Tak jak było obiecane przepisy zostaną umieszczone na blogu pod kategorią KSIĄŻKA KUCHARSKA. Musicie się tylko troszkę uzbroić cierpliwość, bo wybieram się na niewielkie wakacje.
A teraz wyniki.
1 miejsce: body Sckoon  z organicznej bawełny o wartości ok. 60 zł oraz książka „Bobas Lubi Wybór”
wygrywa Mama 8,5 miesięczne Michaliny, która podzieliła się z nami przepisem na pulpeciki, które użekły mnie swoim nietypoowym składem- siemieniem lnianym, płatkami owsianymi i zielem pokrzywy i sposobem podania gotowanego łososia i kaszy/ryżu (powiem wam, że te kulki sprawiły, że kusi mnie zrobienie jaglanych kulek na słodkow z bakaliami :) )
2  miejsce: kubeczek Doidy
przypada margot za danie jednogarnkowe, które jest wspaniałą bazą do naszych kulinarnych wariacji (a jakby ciecierzycę zastąpić soczewicą...), pulpeciki rybne, które się nie rozlecą i ziemniaczki, które nie tylko mogą wystąpić z posypką kolerkową/pietruszkową/lubczykową.
Ze zwycięzcami skontaktuje się Redakcja.
 
A Wy wypatrujcie najbliższego numeru miesięcznika "Dziecko". Ptaszki ćwierkają, że ma być tekst o BLW ;)
Jeszcze raz wszytkim dziękuję za udział i gratuluję :)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

konkurs kulinarny

Często w życiu potrzebujemy inspiracji. Szczególnie rodzice zaczynający przygodę z BLW są spragnieni pomysłów dań dla swoich małych smakoszy. I nie ma w tym nic dziwnego.
Dlatego ogłaszamy konkurs na danie BLW. Jakie warunki musi spełniać danie BLW? Ma być przede wszystkim SMACZNE!


Regulamin Konkursu „Inspirujemy kulinarnie- przepisy BLW”


POSTANOWIENIA OGÓLNE

Organizatorem konkursu jest blog „Bobas lubi wybór” i wydawnictwo Mamania.
Fundatorem nagród jest wydawnictwo Mamania
Konkurs organizowany jest w terminie 11.06.2012- 24.06.2012


ZASADY KONKURSU

Aby wziąć udział w konkursie, uczestnik powinien zamieścić w komentarzu pod postem konkursowym przepis na danie spełniające warunki BLW.  
Każdy komentarz może zawierać tylko jeden przepis. Każdy uczestnik może zamieścić maksymalnie 3 komentarze, ale otrzymać może jedną nagrodę.
Przepis musi być autorstwa osoby, która go zamieściła.
Pod komentarzem należy zostawić adres mailowy w celu możliwości skontaktowania się organizatora ze zwycięzcami.


ZASADY ROZSTRZYGNIĘCIA KONKURSU

Każdy przepis zostanie wykonany przez Annę (redaktorkę bloga), danie zostanie sfotografowane, dokładnie opisane i ocenione przez nią i jej córkę- a wybrane przepisy (niekoniecznie nagrodzone) zostaną  umieszczone na blogu pod kategorią KSIĄŻKA KUCHARSKA- a ostateczną decyzję podejmie Redakcja Wydawnictwa Mamania.
Wyniki konkursu zostaną ogłoszone do 5.07.2012 na blogu www.bobaslubiwybor.blogspot.com



NAGRODY

1 miejsce: body Sckoon  z organicznej bawełny o wartości ok. 60 zł oraz książka „Bobas Lubi Wybór”
2  miejsce: kubeczek Doidy
Ze zwycięzcami organizator skontaktuje się drogą mailową.
Fundator nagrody pokrywa koszty wysyłki.


POSTANOWIENIA KOŃCOWE

Konkurs przeznaczony jest dla osób pełnoletnich
Uczestnik oświadcza, że nadesłany przepis jest jego autorstwa i nie narusza praw autorskich osób trzecich.
Zgłoszenie się do Konkursu jest równoznaczne z akceptacją warunków zapisanych w niniejszym Regulaminie.
Poprzez wzięcie udziału w Konkursie i nadesłanie Zgłoszenia Konkursowego, uczestnicy wyrażają zgodę na wykorzystanie i przetwarzanie przez Organizatora swoich danych osobowych uzyskanych w związku z organizacją Konkursu, wyłącznie na potrzeby organizowanego Konkursu zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29 sierpnia1997r. o ochronie danych osobowych (Dz. U. z 2002r. Nr 101, poz. 926 z późn. zm.).

piątek, 11 maja 2012

BLW dla leniwych - wersja nr 3


W naszym wydaniu polegało na tym, że wszyscy jedzą absolutnie to samo.
Poza kilkoma wyjątkami, nie gotowaliśmy warzyw na parze (bo nie lubimy), nie przygotowywaliśmy żadnych osobnych posiłków.
Klucz do sukcesu to kuchenny kompromis.
Śniadanie, kolacja - dzięki dziecku przekonałam się do owsianek i kasz. Poza tym, zawsze któreś z nas dwojga jadło akurat coś odpowiedniego. Dla nas kanapki? Dla dziecka plaster szynki, kawałek ogórka, rzodkiewka. Owsianka? Na spółkę.

Sprawa jest o wiele prostsza odkąd Radzik jest duży i wyrósł z wszelkich nietolerancji. Teraz nawet niegdyś zakazana jajecznica jest idealna do podziału. Na początku, nawet gdy śniadanie wydawało się zupełnie nie dla niemowlęcia, zawsze zostawała opcja podania piętki chleba, którą z chęcią łagodził bóle ząbkowania, a która - biorąc pod uwagę wielkość standardowo jedzonych na początku rozszerzania diety porcji - była całkiem sporym posiłkiem.

Dusimy wyłącznie razem

Obiady - tu osiągnęliśmy mistrzostwo kreatywności - byle zawsze pod jedną pokrywką. Od początku rozszerzania diety jesteśmy maniakami potraw jednogarnkowych, ponieważ spełniają wszystkie kryteria posiłku dla leniwych - szybkie, proste, samorobiące się, a przy tym mogą występować w niezliczonych kombinacjach smakowych. Z kurczakiem, indykiem, wołowiną, bezmięsne, na bulionie, z ryżem, z kasza jaglaną, jęczmienną, gryczaną i bogactwem warzyw do wyboru.

Gdy w lodówce króluje światło

Bogactwo warzyw w naszym wydaniu oznaczało zazwyczaj korzystanie z tego, co akurat zostało w lodówce, dzięki czemu mogliśmy bez przeszkód kontynuować spontaniczne podejście do zakupów, które niejako zakłada brak planu, wszelkich rozpisek i kartek na zakupy. Jest kurczak i brokuł? W towarzystwie czosnku, cebulki i zawsze obecnych w szafce zielonej soczewicy i ryżu tworzy doskonały obiad na zielono. Jest papryka i marchewka? Plus niepalona kasza gryczana, czerwona soczewica i prażone ziarnasłonecznika tworzą całkiem niezły posiłek. I tak - w zależności od zasobów - naprędce tworzyliśmy swoje własne kompozycje, mniej lub bardziej udane...
Jedyne, o czym należało pamiętać, to posiadanie w szafce kilku niezbędnych dodatków: kasze, makarony, soczewica we wszystkich kolorach, trochę ziaren - z takim zapasem wystarczyło znaleźć w lodówce choć jedno warzywo, żeby wyczarować doskonały obiad.

Pulpety i klopsy

W chwilach przypływu kreatywności, można było sięgnąć po mielone mięsa i ulepić coś z udziałem starkowanej marchwii czy posiekanej zieleniny, żeby po kilku minutach wyjąć z garnka gotowe pulpety w dowolnie wybranym kształcie (co sprawdza się na początku BLW).
Pulpety także mają to do siebie, że da się je zrobić absolutnie ze wszystkiego, a jeśli dorzucić do nich poza składnikiem roślinnym także np. kaszę jaglaną, mogą robić za pełnowartościowy posiłek niewymagający żadnych dodatków.

Przyprawy

To sprawa na tyle istotna, że potrafi zepsuć posiłek, jeśli się do niej niedostatecznie przyłoży. Nam udało się znaleźć kompromis także i w tej dziedzinie. W ciągu kilku dobrych lat małżeństwa kupowaliśmy nową paczkę soli może ze 2 razy, nie musieliśmy więc zbyt wiele zmieniać w tej kwestii. Miłośnikom polecam zainteresować się ziołami - choćby majerankiem - które bardzo dobrze sprawdzają się jako zamiennik soli. Z pieprzem było tak, że konflikt w jego sprawie towarzyszył nam od początku znajomości, zupełnie naturalnie więc zostało tak, jak dotychczas - posiłek przygotowujemy z użyciem niewielkiej ilości, a już na talerzu mąż, według uznania, dopieprza swoją część.
Natomiast ziół używamy, ile się da. Dobrane odpowiednio do składników potrawy, potrafią wydobyć najlepsze smaki. Podobnie prażone ziarna, które odkryliśmy stosunkowo niedawno, a których obecność w potrawie na pewno docenią mali miłośnicy rozbierania obiadu na części pierwsze (należy do nich nasz syn, amator pojedynczych ziaren soczewicy i sezamu).
Obiadowy kompromis polegać może wyłącznie na tym, by przekonać się do większych kawałków w początkowym okresie rozszerzania diety, co nie jest przecież ogromnym wyrzeczeniem, a znacznie ułatwia maluchowi uchwycenie czegoś smacznego.

Faktycznie w pewnym sensie BLW jest rozszerzaniem diety dla leniwych. Bez uczenia się schematów, odmierzania gramów kaszki, cięcia na czworo żółtek i miksowania. Nade wszystko dlatego, że umożliwia jadanie ciepłego posiłku w towarzystwie dziecka - w tym samym czasie. W dłuższej perspektywie pozwala dziecku na możliwie szybkie opanowanie umiejętności jedzenia sztućcami, samodzielnego ustalania odpowiedniej do potrzeb porcji czy choćby umiejętnego i pozostawiającego wokół porządek spożycia posiłku - tak po prostu, choć pewnie trudno w to teraz uwierzyć rodzicom zamiatającym spod krzesełka do karmienia sterty rozbabranych części obiadu:)

środa, 9 maja 2012

BLW sposobem na lenia

Już było o przyglądaniu się swojemu menu, było już o początkach, ale skoro blog ma wiele redaktorek, to i wiele zdań na dany temat będzie :)
Ula pisząc o BLW'owych początkach zaznaczyła, że wpis powinien miec podtytuł "BLW dla leniwych :)"
Powiem wam szczerze, że takie jest BLW dla mnie, ale czytając poszczególne punkty Uli pomyślałam sobie "ale dużo roboty... kroić, dzielić, zamrażać..."
Dla mnie początki były trudne, bom "matka wariatka". Ciężko mi się zorganizować i ogarnąć, nie dla mnie schematy, stałe pory, a wiadomo jaka matka takie dziecko ;)
Początki wyglądały tak, że dzięki rozszerzaniu diety dziecka sama zaczęłam jeść coś innego niż bułkę z dżemem. Mama mająca pracującego męża, który często w domu tylko nocuje wie jak bardzo nie chce się gotować dla siebie samej. Bo co to za przyjemność? Ano żadna.
Kiedy pomyślałam, że to już czas, a właściwie kiedy to w czasie jednego z obiadów Lusinka zgarnęła ziemniaki z talerza włączyła się lampka. 
Zaczęło się od warzyw na parze. (Kochane Mamy! Nie miejcie wyrzutów sumienia, że wasze dziecko 3 dzień pod rząd dostaje brokuła i marchewkę gotowaną. Ja miałam, ale uwolniła mnie od tego jedna myśl, a mianowicie: przecież w pierwszych słoiczkach też nie ma jakiegoś rewelacyjnego wyboru!)
Podstawowym założeniem od samego początku było, że dziecko je samo. A wiadomo, że łatwiejsze i dla dziecka i dla rodzica jest ogarnięcie konsystencji stałych, więc zrezygnowaliśmy z zup wszelakich :)
Wiadome było także, że dziecku się nie soli, więc i my z tego zrezygnowaliśmy. Pierwsze 3 dni były straszne. Może nie powinnam tak raptownie soli odstawiać? Wszystko było bez smaku i mdłe, ale czego się nie robi z wygody, którą czasem tłumaczę dbaniem o zdrowie ;) Po 3 dniach nasze kubki smakowe odżyły na nowo. Oczywiście brak soli nie równał się brakowi przypraw. Te sypałam normalnie(, a może dawałam ich jeszcze więcej?): czosnek, tymianek, bazylia, majeranek, oregano, papryka w proszku, zioła prowansalskie i inne. 
I tak zaczęliśmy jeść razem. Dziecko z początku dostawało tylko obiad. Pieczone ziemniaki, mięso, gotowane brokuły, kalafior, marchew, cukinia, papryka, bakłażan, ryba pieczona, w wersji surowej awokado, ogórki, pomidory, cukinia. Z czasem pojawiły się konkretne dania: makaron z sosem pomidorowym, szpinakiem, risotto z ratatujem (moje odkrycie którego dokonałam właśnie przy BLW). Okazało się, że nie ma tu miejsca na monotonię. No może jest, ale nie większa niż w innych przypadkach, bo czy nie zdarzyło się wam szukać jakiejś inspiracji na obiad? Mnie wiele razy.
BLW stawia na obserwację potrzeb dziecka. Musimy uwierzyć, że dziecko da nam znać kiedy będzie potrzebowało więcej jedzenia. I moja Lusia dała taki znak- zaczęliśmy jadać śniadania. Jak już pisałam jestem fanką wszelkich rodzajów placków. Rzecz poręczna i bardzo czysta ;) oprócz placków była jajecznica (absolutnie nie bawiłam się w oddzielanie żółtka!), bułka z masłem, dobra wędlina, ogórek, pomidor, kawałek sera żółtego i twarogu. Czasem i owsianka (manny nie lubi), jaglanka, albo kasza gryczana z twarogiem. Wybór jest spory. 
I tak było też przy wprowadzaniu kolacji. Był już ten czas.
Lusia jest już sporą panną. Ma 13 miesięcy i czasem dopomni się o coś pomiędzy głównymi posiłkami, co mlekiem mamy nie jest. Tu w repertuarze mamy chrupki kukurydziane, wafle ryżowe (sprawdzajcie skład, bo czasem różne świństwa pakują do środka), soki (sok uznaję za posiłek), jabłko, gruszkę, winogrona, mandarynki ect.
Takie jest BLW mamy leniwej/zapracowanej. 
Teraz czekam na etap kiedy to dziecko me będzie chciało mi w przygotowaniu posiłków pomagać ;)

poniedziałek, 7 maja 2012

kiełki

Zaraz zaczną się świeże warzywa, na które czekam z niecierpliwością bo ile można jeść mrożonek, puszek, słoików i kiszonek. Człowiek po całej zimie spragniony jest marchewki prosto z ziemi, szczawiu, szpinaku, botwiny...
Wprawdzie w sklepie już się pojawiły, ale mam wątpliwości co do ich pochodzenia (i smaku) ;) Przyznam się bez bicia, że nie powstrzymałam się przed kupnem młodej marchewki, pęczka szczawiu, pomidorów czy główki sałaty i pęczka rzodkiewek. Tak dość mam mrożonego kalafiora, marchewki z groszkiem czy brokuła... Ale były to raczej okazjonalne zakupy bardziej dla mojego smaku niż dziecia. Choć jak można tu mówić o smaku? To marna wersja tego co za jakiś czas będziemy mieli z gruntu.

Ale póki co może zajmiemy się kiełkami?
Teraz może nie będzie takiego wyboru w sklepach, choć sklepy ze zdrową żywnością są na bieżąco zaopatrywane w nasionka do kiełkowania. Ja szukałam w momencie kiedy był bum na stoiskach z roślinkami w marketach. I dzięki temu mam paczuszki z opisem jakie wymagania ma dane nasiono.
Podstawową bazą wiedzy może być dla nas strona http://www.kielki.info/
Mnie dużo dała, bo dowiedziałam się jak siać, żeby zebrać, co siać i zawiera obszerne FAQ z najczęściej zadawanymi pytaniami. I dzięki niej wiem, że kiełkownica (pojemnik do kiełkowania) nie jest konieczny!
Do tego po lewej stronie jest lista najczęściej kiełkowanych roślin :)
Do kiełkowania polecam nasionka Diet-food- duże opakowania starczą na długo; minusem jest to, że dużego wyboru nie ma...
Trochę inne nasiona można znaleźć w Darach Natury- wybór jest bardziej "egzotyczny", bo można znaleźć wśród nich choćby grykę i wiesiołek. Choć i one nie są opisane jak je hodować.
Swego czasu w marketach można było znaleźć Vilmorin.pl . Były one bardzo dokładnie opisane, jak hodować (w świetle czy nie, ile razy podlewać) i kiedy można je już jeść, ale cena jest stosunkowo wysoka w porównaniu do ilości oferowanego produktu. Za to wybór jest ogromny. Nie widziałam w sklepach kapusty, gorczycy czy pora w innym wydaniu.
Jakie są moje refleksje? 
Na początek polecam rzodkiewkę. Jest cudowna i smakuje po prostu... jak rzodkiewka ;) Idealny dodatek do twarożku. 
Rzeżucha jest dla wybranych, bo albo się ją uwielbia, albo nienawidzi. Wiem, że nie każdy lubi jej zapach, ale ja jestem z tej pierwszej grupy więc za nią przepadam.
Mieszankę zwaną łagodną można stworzyć samemu dodając w różnych proporcjach rzeżuchę, rzodkiewkę i lucernę. Lucerna sama w sobie jest trochę mdła, ale w połączeniu z ostrą rzodkiewką nadaje całej mieszance tej łagodności.
Jeśli szukacie czegoś do surówek lub od tak do chrupania to dobrym wyborem będzie skiełkowany słonecznik. Co ważne nie potrzeba specjalnych nasion, a dobrej jakości zwykły nieprażony słonecznik (nasiona muszą być całe a nie pokruszone). Skiełkowany (trwa to ok 3 dni) ma cudowny świeży smak i smakuje jak łuskany prosto z tarczki słonecznika.
Informacji której nie znalazłam na kiełki.info to kiełkowanie gorczycy. Kiełkuje się ją 3-4 dni w nienasłonecznionym miejscu po uprzednim wymoczeniu jej 6 godzin. Gorczyca jest pikantna, a w kiełkach nabiera tylko ostrości. co ważne nie musicie szukać nasion. Wystarczy kupić gorczycę w całości z działu z przyprawami :)
Naprawdę pragnę was zachęcić do hodowania. Ile satysfakcji da wam taki domowy ogródek możecie się sami przekonać. Najpiękniejsze jest to, że nie czeka się na plony wieczności tylko od 3 do 7 dni :)
Powodzenia i zachęcam was do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami :)
Ps. ale ze mnie gapa. Przecież nie napisałam najważniejszego!
Kiełki są bombą wartości odżywczych- witamin i minerałów.
Jedzmy je na zdrowie!




poniedziałek, 23 kwietnia 2012

światowy dzień książki

Z okazji Światowego Dnia Książki wydawnictwo Mamania ma dla Was prezent!

Tylko dziś możecie kupić "Bobasa" i inne książki wydawnictwa aż 20% taniej!
Oczywiście wysyłka jak zwykle gratis!

sobota, 14 kwietnia 2012

a co na śniadanie

Takie pytanie zadała mi koleżanka.
I konsternacja, bo co ja właściwie młodej daję na śniadanie ;)
Wziąwszy pod uwagę, że po przebudzeniu rano około godziny grzejemy się w łóżku i karmimy to śniadania wyglądają u nas dość spontanicznie, a mianowicie wchodzę do kuchni, otwieram lodówkę, otwieram szafkę i tworzę ;)
Lusia na śniadania dostaje pieczywo z masłem, kawałkiem swojskiej wędliny, ogórkiem, pomidorem, twarogiem, żółtym serem itp. Albo jajecznicę, czasem kaszę gryczaną z masłem i twarogiem, lubimy też owsiankę na gęsto z owocami (do płatków dodaję łyżkę lub dwie zmielonych płatków- mój patent na gęstą owsiankę ;) ), kiedy mąż ma wolne robię kaszę jaglaną z jabłkiem, bo ja nie bardzo przepadam za nią. 
Choć najbardziej lubię placuszki. Placuszki na naszym stole królują nader często. 
Placuszki na jogurcie, serku homogenizowanym, ricotta, z jajkami (jeśli mi się chce to robię wersję puszystą- osobno ubijam białka) i mąkami różnistymi- pszenna, żytnia, orkiszowa, owsiana, jaglana, ryżowa, pełnoziarnista, jaka tylko wpadnie w rękę w momencie tworzenia. Do tego sok owocowy, owoce, warzywa, koncentrat pomidorowy, zioła...
A co robię kiedy się spieszę albo mam pustą lodówkę?
Sięgam po koło ratunkowe- wafle ryżowe lub chrupki kukurydziane. Dzieci papkowe na śniadanie dostają kaszkę lub kleik, więc i moje czasem zje w ramach posiłku. Suche popija wodą lub mlekiem maminym i już ;)

czwartek, 29 marca 2012

Początki BLW - przygotowywanie jedzenia

Podtytuł tego wpisu powinien brzmieć:
BLW dla leniwych :)
Początki BLW są zwykle efektowne, ale niezbyt efektywne. Innymi słowy większa część jedzenia ląduje na podłodze niż u malucha w brzuchu. Na szczęście w drugim półroczu życia najważniejszym posiłkiem jest nadal mleko, więc można sobie pozwolić na eksperymentowanie ze smakami, kolorami, konsystencją i czerpać frajdę z jedzenia.

Nie zawsze jednak frajda dziecka to frajda rodzica. Były dni, że nie miałam ochoty na przygotowywanie dużej ilości potraw (żeby był wybór) w mikroskopijnych ilościach (bo i tak więcej nie zostanie zjedzone).

Na szczęście jedzenie można porcjować. Oczywiście wiem, że to banalne i wiele osób może pomyśleć: też mi odkrycie - zamrażanie jedzenia!Ja z natury jestem kiepskim organizatorem i bezbolesne zaplanowanie obiadów na wiele dni do przodu było dla mnie czymś super.

Zupa, kaszka
Na początek gotowałam zupę, a raczej wywar z kilku warzyw z dodatkiem przypraw. Zazwyczaj były to marchewka, pietruszka, seler (córka nie była uczulona), kawałek kapusty, ziarenka pieprzu, ziele angielskie, imbir, słodka papryka. Dawałam taką zupę 8-9 miesięcznej córce. Robiłam jej więcej i większość wlewałam do woreczka do robienia kostek lodu i mroziłam. Kiedy chciałam dać Basi zupę po prostu rozmrażałam 2-3 kostki.

Podobnie można mrozić kaszkę kukurydzianą albo manną. W ten sposób zawsze pod ręką miałam obiad, a gdyby się okazało że w danym dniu Basia ma wyjątkowy apetyt mogłam szybko "dorobić" więcej.

Ryba/mięso
Po kupieniu kroiłam je na odpowiednie porcje i mroziłam. Przed obiadem wyjmowałam tylko malutki kawałek i odgrzewałam na parze.
Uwaga: na początku dzieci zazwyczaj nie "gryzą" mięsa tylko je żują i następnie wypluwają. Dlatego lepiej jest dawać im większe, łatwiejsze do trzymania kawałki pokrojone wzdłuż włókien.

Warzywa, owoce mrożone
Oczywiście najlepsze są świeże i do tego z własnego ogródka. Kiedy my zaczynałyśmy wprowadzanie dodatkowych pokarmów nie było jeszcze sezonowych warzyw, więc prawdziwym zbawieniem były dla mnie mrożonki. Kupowałam mieszanki, albo kilka paczek różnych warzyw i codziennie mogłam "zabłysnąć" innymi warzywami.
Na początek najlepiej się sprawdzały: kalafior, brokół, dynia, fasolka szparagowa. Są wygodne do trzymania i mają dobrą konsystencję.

Warzywa całoroczne
Przede wszystkim ziemniaki. Jeśli nasze dziecko ich nie lubi można spróbować z batatami (słodkie ziemniaki). U nas marchewka się nie sprawdziła w pierwszych miesiącach, bo jest zbyt miękka i Basia łatwo się krztusiła.


Owoce
U nas królowały jabłka. Moja 7 miesięczna córka jadła je całe w skórce, głównie dlatego że miała już 4 zęby i gdy były obrane odgryzała za duże kawałki. Mając niepokrojone jabłko skrobała je dookoła. Wspaniałe są też banany i wszystko to co nasz maluszek polubi.

Picie
Do picia dawałam wodę. Ponieważ córka była "niebutelkowa" to od razu zaczęłyśmy naukę picia z kubka. Są różne kubki do nauki picia, osobiście nie stosowałam niekapka, bo wyszłam z założenia że wolę na początku się więcej napracować, ale od razu nauczyć Basię że nie można za bardzo machać kubkiem ani go przechylać.

Ile na początek?
Zaczynałam stosowanie BLW od obiadów, bo nie miałam czasu ani możliwości robić śniadań, ani kolacji. Pierwsze spotkania z jedzeniem były więc raczej przygodą i dodatkową zabawą niż pełnowartościowym posiłkiem.
To przecież nie wszystko
Piszcie proszę swoje własne patenty na to jak stosować BLW, żeby się nie narobić ;)

poniedziałek, 19 marca 2012

inspiracje śniadaniowe część 1

Tak jak obiecałam zaczną się pojawiać inspiracje kulinarne.
Jako, że czasem ostatnio nie grzeszę, więc będą to gotowe już przepisy, które kiedyś umieściłam na swoim blogu a sprawdziły się :)
Na potrzebę tego wpisu część przepisów zaktualizowałam na potrzebę BLW ;)



czwartek, 23 lutego 2012

BLW w gościach

Czyli ciąg dalszy o dziecku w terenie. Ostatnio z mężem nad tym dyskutowaliśmy i chciałabym też was namówić do dyskusji.
BLW wybraliśmy m.in. dlatego, że jest wygodne. Jako, że karminy się nadal piersią nie potrzebujemy butelek, mieszanek, wody w temperaturze 70 stopni i innych gadżetów potrzebnych rodzicowi dziecka będącego na mm. BLW sprawia, że nie potrzebujemy też słoiczków, miseczek, łyżeczek i innych bajerów. Wystarczy śliniako-fartuszek i opcjonalnie miseczkę z przyssawką, ale tym razem nie o tym.
Nasza rozmowa dotyczyła naszego wyjazdu do rodziny. Oboje decydując się na ten sposób żywienia wiedzieliśmy, że będziemy robić odstępstwa od naszej domowej diety, że dziecko dostanie czasem rzecz soloną czy mniej zdrową. I doszło do dyskusji na temat tego co Dziecko będzie jadło na najbliższym wyjeździe.
Stanęło na tym, że będziemy wybierać z tego co dają tylko pod jednym warunkiem. Że będziemy tam "prawdziwymi gośćmi". Co przez to rozumiem? Ano to, że gościem czuję się tam gdzie nawet herbaty sama sobie nie robię ;)
A zarówno u moich rodziców jak i u męża mamy swobodny dostęp do kuchni i lodówki, tak więc będziemy sami oś przygotowywać, a właściwie już to robimy (bo jesteśmy u męża rodziny) i absolutnie nikt nam nie ma tego za złe.
A jak jest u Was? Czy u cioci na imieninach pozwalacie na małe "grzeszki"? Czy wszędzie chodzicie ze swoim jedzeniem? A może folgujecie sobie i dziecku również u bliższej rodziny?

sobota, 4 lutego 2012

BLW'owe dziecko na miescie

Niektórzy myślą, że rodzice którzy decydują się na rozszerzanie diety swoim dzieciom zgodnie z BLW są ambitni, ekologiczni, albo wszędzie chodzą z własną wałówką, bo przecież na mieście nie zawsze można zjeść zdrowo.
Z grzeczności nie zaprzeczę, ale jestem Mamą, która zdecydowanie z ekologią ma bardzo mało wspólnego, ba jestem Zielono Zielona ;) Za to jestem Matką wygodną, która nie wyobrażała sobie gotowania dla siebie i męża i osobno dla dziecka. Dla mnie mniejszym problemem było zmodyfikowanie swojej diety i sposobu odżywiania niż stanie przy garnkach czy kupowanie gotowców.
Zdarzy mi się zabrać coś ze sobą, kiedy muszę z dzieckiem pojechać na zajęcia, albo w miejsce gdzie po prostu nie ma "jadłodajni". Są to wtedy najczęściej placuszki smażone na suchej patelni albo pieczone albo pierożki w wersji pieczonej, które są równie smaczne na ciepło jak i na zimno.
Ale kiedy wiem, że idę na "miasto" to zawsze znajdzie się miejsce przyjazne dziecku. Do tej pory z Córką jedliśmy w takich miejscach jak Ikea, restauracja ze stekami, sushi bar. Dlaczego? Ponieważ wiem, że znajdę tam coś co będzie mogło zjeść dziecko.
W Ikea nikt nie patrzy dziwnie jak z tacki lecą brokuły :) Mają w menu warzywa gotowane na parze i gotowanego łososia. Czego chcieć więcej? Do tego masa krzesełek, przewijaki na każdym kroku i miły rozgardiasz. 
Na stek ochotę miał mąż. W menu oczywiście pojawiły się "tradycyjne" dania dla dzieci- smażone na głębokim tłuszczu, ale było coś też dla naszego dziecka. Pierś kurczaka smażona na suchej patelni i gotowana kukurydza. Oczywiście jak przystało na porządną restaurację nie było problemem, żeby kucharz nie posolił dania- duży plus. Do tego brak soli nie oznaczał braku smaku. Inne przyprawy zostały bez zmian. Posiadali krzesełko do karmienia, a kelner pełen podziwu i konsternacji patrzył jak dziecko posługuje się małym widelczykiem i donosił kolejny za każdym razem jak jeden spadł na ziemię :)
Sushi to prezent urodzinowy. Na początku pierożki, które znikały bardzo szybko, później ryż, który jak to ryż do sushi był kleisty i bardzo łatwo można było go złapać w rękę. Wiem już, że Córka lubi tuńczyka, ale za surowym łososiem nie przepada. No i ostre przyprawy. Chili jest ok, ale wasabi już nie, bo za bardzo kręci w nosie. Plusem miejsca było to, że mimo braku przewijaka łazienka była duża, a w połowie sali był parawan za którym się schowaliśmy i nie było problemu, że dziecku coś spadło.

Oczywiście w każdym miejscu obsługa dostała napiwek za ten niewielki bałagan :)
Czym kierować się przy wyborze? 
Po pierwsze menu- jasne, że jak dziecko dostanie kilka frytek to nic mu się nie stanie, ale dobrze jak mają warzywa gotowane, albo pieczone mięso.  Frytki niech będą co najwyżej dodatkiem.
Po drugie frekwencja- tyczy się ona nie tylko wybierania miejsca dla dziecka, ale i dla siebie. Dużo ludzi= świeże jedzenie. Świeże znaczy nie mrożone (nie chodzi tu o np. mrożonki warzywne, ale ugotowaną brukselkę, zamrożoną po raz kolejny i odgrzaną), nie odgrzewane w mikrofalówce. I tak jak sushi bar. Jest to miejsce cieszące się dobrą opinią, w którym podają surowe ryby. A skoro jeszcze nikomu nic nie zaszkodziło, to takie ryby muszą być świeże, bo o to chodzi w całej idei sushi.
Po trzecie czas- polecam środek tygodnia. Weekend nie jest dobrym czasem ze względu na ilość ludzi. Po pierwsze tłumy rozpraszają, po drugie ja sama czułabym się niekomfortowo jakby ludzie patrzyli się na nas jak jemy. W końcu 8 miesięczne dziecko jedzące samo to nie jest jeszcze codzienny widok.
Po czwarte krzesełko do karmienia- oznaka, że dzieci chociaż w teorii są mile widziane. Skoro właściciel takowe udostępnia to znaczy, że liczy się z tym, że może zapanować mały chaos :)
.
A jakie Wy macie doświadczenie z wychodzeniem z dzieckiem na "miasto"?
Macie swoje ulubione miejsca, które możecie polecić?
Co powiecie na serię postów opisujące takie miejsca przyjazne BLW'owym dzieciom? Ja mogę opisywać takie miejsca w Trójmieście :)






czwartek, 26 stycznia 2012

Kilka słów o królowej kasz

Wstyd przyznać, ale o istnieniu kaszy jaglanej dowiedziałam się dopiero, gdy zostałam mamą i niewiele później - z konieczności - przeszłam na dietę eliminacyjną. Szybko okazało się, że stała się królową kasz także w naszym domu i dziś zupełnie nie wyobrażam sobie nie mieć jej w szafce.
Spośród wszystkich kasz to jaglanka jest najlepszym źródłem żelaza. Jest lekkostrawna, doskonale nadaje się też dla dzieci. Ale nie to sprawiło, że na stałe zagościła na naszym stole. Kasza jaglana jest po prostu smaczna! Doskonale sprawdza się jako składnik dań na słodko i tych na poważnie. Jest dobra na śniadanie, obiad i kolację, naprawdę można z niej wiele wyczarować. Pulpety mięsno-warzywno-jaglane, niby-risotto z jaglanki, gołąbki - doskonałe na obiady. Pasztet jaglano-warzywny na kolację. Kasza z owocami, z bakaliami, z miodem, z dżemem, z serkiem homogenizowanym, jogurtem - na ciepłe śniadanie. A na deser jaglane tiramisu czyli kasza mieszana z mascarpone, podana na zimno - posypana kakao lub pudding z blendowanej kaszy ugotowanej na mleku i miodzie. Mogłabym tak wymieniać bez końca, bo przepis na potrawę z jej udziałem może wpaść do głowy zupełnie znienacka, a neutralny smak pozwala na podanie jej w wielu wariantach.
A jakie są Wasze ulubione dania z kaszy jaglanej?

Julita