W naszym wydaniu polegało na tym, że wszyscy jedzą absolutnie to samo.
Poza kilkoma wyjątkami, nie gotowaliśmy warzyw na parze (bo nie lubimy), nie przygotowywaliśmy żadnych osobnych posiłków.
Klucz do sukcesu to kuchenny kompromis.
Poza kilkoma wyjątkami, nie gotowaliśmy warzyw na parze (bo nie lubimy), nie przygotowywaliśmy żadnych osobnych posiłków.
Klucz do sukcesu to kuchenny kompromis.
Śniadanie,
kolacja - dzięki dziecku przekonałam się do owsianek i kasz.
Poza tym, zawsze któreś z nas dwojga jadło akurat coś odpowiedniego. Dla
nas kanapki? Dla dziecka plaster szynki, kawałek ogórka, rzodkiewka.
Owsianka? Na spółkę.
Sprawa jest o wiele prostsza odkąd Radzik jest
duży i wyrósł z wszelkich nietolerancji. Teraz nawet niegdyś zakazana
jajecznica jest idealna do podziału. Na początku, nawet gdy śniadanie
wydawało się zupełnie nie dla niemowlęcia, zawsze zostawała opcja
podania piętki chleba, którą z chęcią łagodził bóle ząbkowania, a która - biorąc pod uwagę wielkość standardowo jedzonych na początku
rozszerzania diety porcji - była całkiem sporym posiłkiem.
Dusimy wyłącznie razem
Obiady - tu osiągnęliśmy mistrzostwo kreatywności - byle zawsze pod jedną pokrywką. Od początku rozszerzania diety jesteśmy maniakami potraw jednogarnkowych, ponieważ spełniają wszystkie kryteria posiłku dla leniwych - szybkie, proste, samorobiące się, a przy tym mogą występować w niezliczonych kombinacjach smakowych. Z kurczakiem, indykiem, wołowiną, bezmięsne, na bulionie, z ryżem, z kasza jaglaną, jęczmienną, gryczaną i bogactwem warzyw do wyboru.
Gdy w lodówce króluje światło
Bogactwo warzyw w naszym wydaniu oznaczało zazwyczaj korzystanie z tego, co akurat zostało w lodówce, dzięki czemu mogliśmy bez przeszkód kontynuować spontaniczne podejście do zakupów, które niejako zakłada brak planu, wszelkich rozpisek i kartek na zakupy. Jest kurczak i brokuł? W towarzystwie czosnku, cebulki i zawsze obecnych w szafce zielonej soczewicy i ryżu tworzy doskonały obiad na zielono. Jest papryka i marchewka? Plus niepalona kasza gryczana, czerwona soczewica i prażone ziarnasłonecznika tworzą całkiem niezły posiłek. I tak - w zależności od zasobów - naprędce tworzyliśmy swoje własne kompozycje, mniej lub bardziej udane...
Jedyne, o czym należało pamiętać, to posiadanie w szafce kilku niezbędnych dodatków: kasze, makarony, soczewica we wszystkich kolorach, trochę ziaren - z takim zapasem wystarczyło znaleźć w lodówce choć jedno warzywo, żeby wyczarować doskonały obiad.
Pulpety i klopsy
W chwilach przypływu kreatywności, można było sięgnąć po mielone mięsa i ulepić coś z udziałem starkowanej marchwii czy posiekanej zieleniny, żeby po kilku minutach wyjąć z garnka gotowe pulpety w dowolnie wybranym kształcie (co sprawdza się na początku BLW).
Pulpety także mają to do siebie, że da się je zrobić absolutnie ze wszystkiego, a jeśli dorzucić do nich poza składnikiem roślinnym także np. kaszę jaglaną, mogą robić za pełnowartościowy posiłek niewymagający żadnych dodatków.
Przyprawy
To sprawa na tyle istotna, że potrafi zepsuć posiłek, jeśli się do niej niedostatecznie przyłoży. Nam udało się znaleźć kompromis także i w tej dziedzinie. W ciągu kilku dobrych lat małżeństwa kupowaliśmy nową paczkę soli może ze 2 razy, nie musieliśmy więc zbyt wiele zmieniać w tej kwestii. Miłośnikom polecam zainteresować się ziołami - choćby majerankiem - które bardzo dobrze sprawdzają się jako zamiennik soli. Z pieprzem było tak, że konflikt w jego sprawie towarzyszył nam od początku znajomości, zupełnie naturalnie więc zostało tak, jak dotychczas - posiłek przygotowujemy z użyciem niewielkiej ilości, a już na talerzu mąż, według uznania, dopieprza swoją część.
Natomiast ziół używamy, ile się da. Dobrane odpowiednio do składników potrawy, potrafią wydobyć najlepsze smaki. Podobnie prażone ziarna, które odkryliśmy stosunkowo niedawno, a których obecność w potrawie na pewno docenią mali miłośnicy rozbierania obiadu na części pierwsze (należy do nich nasz syn, amator pojedynczych ziaren soczewicy i sezamu).
Obiadowy kompromis polegać może wyłącznie na tym, by przekonać się do większych kawałków w początkowym okresie rozszerzania diety, co nie jest przecież ogromnym wyrzeczeniem, a znacznie ułatwia maluchowi uchwycenie czegoś smacznego.
Faktycznie w pewnym sensie BLW jest rozszerzaniem diety dla leniwych. Bez uczenia się schematów, odmierzania gramów kaszki, cięcia na czworo żółtek i miksowania. Nade wszystko dlatego, że umożliwia jadanie ciepłego posiłku w towarzystwie dziecka - w tym samym czasie. W dłuższej perspektywie pozwala dziecku na możliwie szybkie opanowanie umiejętności jedzenia sztućcami, samodzielnego ustalania odpowiedniej do potrzeb porcji czy choćby umiejętnego i pozostawiającego wokół porządek spożycia posiłku - tak po prostu, choć pewnie trudno w to teraz uwierzyć rodzicom zamiatającym spod krzesełka do karmienia sterty rozbabranych części obiadu:)
Dusimy wyłącznie razem
Obiady - tu osiągnęliśmy mistrzostwo kreatywności - byle zawsze pod jedną pokrywką. Od początku rozszerzania diety jesteśmy maniakami potraw jednogarnkowych, ponieważ spełniają wszystkie kryteria posiłku dla leniwych - szybkie, proste, samorobiące się, a przy tym mogą występować w niezliczonych kombinacjach smakowych. Z kurczakiem, indykiem, wołowiną, bezmięsne, na bulionie, z ryżem, z kasza jaglaną, jęczmienną, gryczaną i bogactwem warzyw do wyboru.
Gdy w lodówce króluje światło
Bogactwo warzyw w naszym wydaniu oznaczało zazwyczaj korzystanie z tego, co akurat zostało w lodówce, dzięki czemu mogliśmy bez przeszkód kontynuować spontaniczne podejście do zakupów, które niejako zakłada brak planu, wszelkich rozpisek i kartek na zakupy. Jest kurczak i brokuł? W towarzystwie czosnku, cebulki i zawsze obecnych w szafce zielonej soczewicy i ryżu tworzy doskonały obiad na zielono. Jest papryka i marchewka? Plus niepalona kasza gryczana, czerwona soczewica i prażone ziarnasłonecznika tworzą całkiem niezły posiłek. I tak - w zależności od zasobów - naprędce tworzyliśmy swoje własne kompozycje, mniej lub bardziej udane...
Jedyne, o czym należało pamiętać, to posiadanie w szafce kilku niezbędnych dodatków: kasze, makarony, soczewica we wszystkich kolorach, trochę ziaren - z takim zapasem wystarczyło znaleźć w lodówce choć jedno warzywo, żeby wyczarować doskonały obiad.
Pulpety i klopsy
W chwilach przypływu kreatywności, można było sięgnąć po mielone mięsa i ulepić coś z udziałem starkowanej marchwii czy posiekanej zieleniny, żeby po kilku minutach wyjąć z garnka gotowe pulpety w dowolnie wybranym kształcie (co sprawdza się na początku BLW).
Pulpety także mają to do siebie, że da się je zrobić absolutnie ze wszystkiego, a jeśli dorzucić do nich poza składnikiem roślinnym także np. kaszę jaglaną, mogą robić za pełnowartościowy posiłek niewymagający żadnych dodatków.
Przyprawy
To sprawa na tyle istotna, że potrafi zepsuć posiłek, jeśli się do niej niedostatecznie przyłoży. Nam udało się znaleźć kompromis także i w tej dziedzinie. W ciągu kilku dobrych lat małżeństwa kupowaliśmy nową paczkę soli może ze 2 razy, nie musieliśmy więc zbyt wiele zmieniać w tej kwestii. Miłośnikom polecam zainteresować się ziołami - choćby majerankiem - które bardzo dobrze sprawdzają się jako zamiennik soli. Z pieprzem było tak, że konflikt w jego sprawie towarzyszył nam od początku znajomości, zupełnie naturalnie więc zostało tak, jak dotychczas - posiłek przygotowujemy z użyciem niewielkiej ilości, a już na talerzu mąż, według uznania, dopieprza swoją część.
Natomiast ziół używamy, ile się da. Dobrane odpowiednio do składników potrawy, potrafią wydobyć najlepsze smaki. Podobnie prażone ziarna, które odkryliśmy stosunkowo niedawno, a których obecność w potrawie na pewno docenią mali miłośnicy rozbierania obiadu na części pierwsze (należy do nich nasz syn, amator pojedynczych ziaren soczewicy i sezamu).
Obiadowy kompromis polegać może wyłącznie na tym, by przekonać się do większych kawałków w początkowym okresie rozszerzania diety, co nie jest przecież ogromnym wyrzeczeniem, a znacznie ułatwia maluchowi uchwycenie czegoś smacznego.
Faktycznie w pewnym sensie BLW jest rozszerzaniem diety dla leniwych. Bez uczenia się schematów, odmierzania gramów kaszki, cięcia na czworo żółtek i miksowania. Nade wszystko dlatego, że umożliwia jadanie ciepłego posiłku w towarzystwie dziecka - w tym samym czasie. W dłuższej perspektywie pozwala dziecku na możliwie szybkie opanowanie umiejętności jedzenia sztućcami, samodzielnego ustalania odpowiedniej do potrzeb porcji czy choćby umiejętnego i pozostawiającego wokół porządek spożycia posiłku - tak po prostu, choć pewnie trudno w to teraz uwierzyć rodzicom zamiatającym spod krzesełka do karmienia sterty rozbabranych części obiadu:)