Zaczęliśmy warzywami na parze. Wrrrróć – zaczęliśmy słoiczkiem z marchewką jak klasyczna rodzina ;) A że nie spotkał się on – delikatnie mówiąc – z nadzwyczajnym zachwytem, całkowicie usprawiedliwieni i ostatecznie przekonani o słuszności podjętych decyzji, posadziliśmy dziecko za stołem z warzywnymi smakołykami do wyboru. Od pierwszego wejrzenia wszyscy – ze szczególnym uwzględnieniem Radzika – wiedzieliśmy, że to TO.
Kolejnym kamieniem milowym było pierwsze mięso – okazało się silnie uzależniające i od tamtej pory nasze dziecko, ku rozpaczy wegeśrodowisk, nie mogłoby żyć bez pieczeni, kurczaka i szynki. Miłość do mięs przybrała w pewnym momencie formę tak skrajną, że przez 3 miesiące z menu Radzika wyleciało wszystko, co mięsem nie było (nie licząc mleczka, ma się rozumieć). Jako, że w naszym domu króluje filozofia zaufania do dziecka i jego wrodzonej intuicji, przyjęliśmy z (umiarkowanym) spokojem tę fazę, jak się okazało – przejściową. Trwała od momentu pierwszych prób wstawania przy meblach aż do postawienia pewnych kroków – matczyna intuicja mówi mi, że dietetyczny eksperyment mięsny był w jakiś tajemniczy sposób związany z tą nową umiejętnością.
Następna faza zaczęła się z przytupem – a raczej z energicznym wyrzutem mięsa z talerza – z dnia na dzień stało się ono jedynie jednym z wielu składników menu, zaś łaska obficie spłynęła na wszelkie owoce. I tak jest – z grubsza – do dziś.
Teraz czekamy na wejście noża – nie spieszy nam się z oczywistych względów ;) Na obiad już dawno nie jemy brokułów na parze, bo Radosławowe podniebienie domaga się smaków bogatszych i pełniejszych – ostrych przypraw, ziół, czosnku, którego tu i ówdzie tak boją się mamy początkujących smakoszy. Jako mama jestem dumna, jako współjedząca – czerwienię się ze wstydu, myśląc o swoich fobiach jedzeniowych, zwłaszcza gdy widzę Radzika z oliwkami, wcinającego wątróbkę, czy popijającego wodę z szynką i masłem. Ale o tym ostatnim opowiem Wam innym razem;)
Julita
1 komentarz:
Tylko czekam, aż Lusia będzie jadła, bo narazie tego co robi jedzeniem nazwać nie można ;)
Ale w. Przyprawach już gustuje, bo i ja mdlego nie zjem :)
Prześlij komentarz